Eksperci zwracają jednak uwagę, że nie istnieje, przynajmniej na razie, coś takiego jak szybka ścieżka akcesji. Odwrotnie – jest to proces dosyć długotrwały, który Polsce zajął co najmniej dziesięć lat (od momentu złożenia wniosku o członkostwo). – Wymaga wielu reform i dostosowań, które powinna przejść ukraińska gospodarka i instytucje publiczne, a także zgody innych państw członkowskich na rozszerzenie – wyjaśnia Janusz Lewandowski, europeseł z ramienia PO. – To może potrwać, jednak Ukraina potrzebuje samej nadziei i celu, że to będzie dla niej możliwe w pewnym czasie – podkreśla Lewandowski.
– Członkostwo w UE to jeden z głównych celów politycznych Ukrainy od wielu lat – analizuje Tadeusz Iwański, kierownik zespołu Ukrainy, Białorusi i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich. – Ukraińska gospodarka bardzo by na tym zyskała, przyniosłoby to podobne korzyści jak Polsce, w postaci nie tylko napływu funduszy pomocowych, ale też napływu inwestorów zagranicznych i dostępu do unijnego rynku, co dynamizuje wymianę handlową – mówi Iwański.
Jak przypomina, od ośmiu lat Ukraina ma podpisaną umowę stowarzyszeniową z UE, a od prawie pięciu lat ruch bezwizowy z krajami UE. Umowa stowarzyszeniowa wymaga, by kraj ten w ponad 90 proc. wdrożył unijne reguły prawne (tzw. acquis communautaire, co idzie dosyć opornie, częściowo przez niewydolność ukraińskiej biurokracji, częściowo przez brak woli politycznej), ale nie daje żadnej perspektywy wejścia do Unii Europejskiej. – Patrząc z tego punktu widzenia, już samo przyjęcie wniosku o członkostwo, który prezydent Zełenski w poniedziałek podpisał, byłoby dla Ukrainy dużym krokiem naprzód – ocenia Iwański.
Pojawiają się też postulaty dotyczące redukcji zadłużenia Ukrainy ze strony partnerów zagranicznych. Jak przestrzegają jednak analitycy, trzeba uważać, by nie wiązało się to z wymuszonym bankructwem państwa, czego efektem byłoby obniżenie ocen ratingowych i cofnięcie się w aspiracjach rozwojowych o kilka lat.